
Niektórzy zwolennicy tak zwanej kultury wysokiej krzywią się na internetowe biznesy. Wydaje im się, że Internet nie może iść w parze z dbałością o kulturalną jakość. Tymczasem Internet to także szansa zobaczenia największych światowych przedstawień teatralnych i operowych. To możliwość kupienia na aukcjach gadżetów kolekcjonerskich związanych z filmem czy muzyką, których nie kupiłoby się w żadnym innym miejsc. To okazja, by dowiedzieć się o wszelkich wydarzeniach kulturalnych, o premierach muzycznych i książkowych, teatralnych i kinowych. Wyższa kultura stała się dostępna nie tylko dla tych, którym akurat znajomy o czymś powiedział, bo jemu powiedział jeszcze ktoś inny. Internet to jednak przede wszystkim okazja, by dyskutować o tym, co się obejrzało, przeczytało lub przesłuchało. Portale społecznościowe czy nawet ogromne internetowe witryny, na których sporo osób zbija pieniądze, mają naprawdę duże znacznie dla rozpowszechniania kultury. Pewnie nie zawsze taki jest ich cel, ale sensowni, obyci z pewnymi dobrami użytkownicy potrafią sprawić, żeby e-biznes miał ludzką twarz, a nie tylko służył finansowym celom i prowadzonym przez gimnazjalistów rozmowom o niczym na Facebooku. Wszystko ma taką wartość, jaką nadają mu ludzie, którzy to wykorzystują. Internet może działać dla dobra kultury.